Moje nowe życie, to moje szycie! Dziś będzie o żyrafie i jej znajomych ubranych w nowe wzory i kolory, które mieszkają w pewnym kufrze.
Było już o tym, jak biorę kawałek materiału i daję mu nowe „życie” tzn. szycie. Nowe życie materiału to także w dużym stopniu moje nowe życie. Jak wiecie szyję od jakiegoś czasu i coraz bardziej mi się to podoba. Reakcje wielu mam dotyczące moich pluszaków bardzo motywują mnie do działania i bardzo Wam za to dziękuję! Chciałabym więcej, szybciej, szukam nowych tkanin, testuję, próbuję, zmieniam, poprawiam, ale czasu ciągle za mało.
Kiedy ja to robię…
Czasami słyszę pytania: kiedy ty to robisz? Jak udaje Ci się znaleźć czas przy dzieciach?
Odpowiadam: czasem szyję między jedną zmianą pieluchy, a drugą, między śniadaniem a obiadkiem, czasem biegając między kuchnią, a pokojem, czasem podczas drzemki synka lub po południu, gdy mąż wraca z pracy. Czasem szyję po kawałku, a czasem w całości. Są też dni, gdy tylko o szyciu myślę, bo szycie to trochę moje drugie życie, ale nic nie szyję, wtedy efekty są marne. Niestety od samego myślenia nic się nie chce uszyć.
Gdy szyję coś z minky, które kochają dzieci, to się straszliwie śmieci! 🙂 Po cięciu minky jego drobne fragmenty fruwają dookoła maszyny i stołu, a odkurzacz patrzy na mnie, przecież mama nie może się nudzić. Gdy dodać do tego odcięte nitki i resztki materiału, powiem krótko jest ciekawie, ale co tam najważniejszy jest efekt końcowy.
Gdy już coś uszyję to siadam i jak ten świstak z reklamy i wpycham przez dziurkę wypełniacz, zwany przez starszego syna „śniegiem”. Oczywiście jak tylko nadarzy się okazja i worek ze „śniegiem” jest w polu widzenia, już dwie łapki grzebią w nim, bo jak twierdzą jest taki milutki i cieplutki, potem co chwila gdzieś go znajduję.
Podsumowując szyję wtedy, gdy czas mi na to pozwala, a raczej łączę ze sobą skrawki wolnego czasu i zszywam w całość, czego efekty możecie zobaczyć na blogu. Dziś przedstawiam Wam moje najnowsze zwierzaki – żyrafki i tradycyjnie kilka pokazywanych już pluszaków w nowych wzorach. Może kiedyś pokażę Wam moje szycie „od kuchni”? Co wy na to? Jesteście ciekawe?
Kochana, skoro szyjesz pomiędzy zmianami pieluch- to to już musi być pasja. Podziwiam, ja mam do tego dwie lewe ręce, choć jako nastolatka szyłam coś tam na maszynie dla moich lalek. I na tym się zakończyło. Piękne te Twoje dzieła 🙂
Dziękuję, tak myślę, ze znalazłam swoją pasję 🙂
Wow! Ja szyć nie potrafię, ale coraz częściej o tym myślę! 🙂
Dzięki za efekt wow 🙂
Konik w szaro-niebieskie trójkąty i słonik wyglądają świetnie!
Dziękuję 🙂
Piękne są Twoje maskotki. Taką żyrafkę w łowickie wzorki sama chciałabym mieć!
Bardzo dziękuję za miłe słowa, wiele dla mnie znaczą 🙂
Wspaniałe te twoje prace. Pięknych materiałów używasz :). Tak to już jest, że jeśli jakaś pasja nas opęta, to zawsze znajdziemy na nią czas. Powodzenia i pozdrawiam 🙂
A twoje to istne cudeńka 🙂 masz talent!
Żyrafki są piękne, urocze 🙂 WIelkie brawa dla Ciebie, że znajdujesz czas na szycie, które też trochę czasu zajmuje 🙂 Przy dzieciach ważna jest elestyczność, a czasem pracę wykonuje się w kawałkach 🙂 Jednak po raz kolejny widać, że da się :)) Myślę, że jeśli lubi się coś, co się robi to znajdzie się rozwiązanie :))
Dziękuję, da się choć łatwo nie jest 🙂
Domyślam się, mam podobną sytuację 🙂 Ważna jest elastyczność i wykorzystywanie czasu. A czasem trzeba po prostu odpocząć 🙂
Rewelacja <3 Maskotki są przecudowne! Takie proste, stylowe i dokładnie wykonane. Jestem pełna podziwu *_*
Właśnie trafiłam na Twojego bloga i zdecydowanie zostanę tu na dłużej!
Wielkie dzięki kochana, dodajesz skrzydeł 🙂