• Mamy zdanie
  • Dziecko – motywacja do zmian i rozwoju. Wpis gościnny.

    Kobieta dwóch zawodów mama i graficzka, która dzięki narodzinom córki zmieniła swoje życie zawodowe na lepsze i zrozumiała, co jest dla niej naprawdę ważne. Poznajcie Olgę i jej historię o tym, jak macierzyństwo dodaje kobiecie siły i odwagi do zmian. Mam nadzieję, że zainspiruje również Was do podejmowania odważnych decyzji w swoim życiu zawodowym.

     

    Pamiętam ten szok…

    Pamiętam ten szok, kiedy test ciążowy wykazał dwie kreski. No bo jak to, byłam właśnie w trakcie wypracowywania spokojnego i w miarę stabilnego życia, a tu taka rewolucja?

    Zacznę jednak od początku: jeszcze jako studentka studiów artystycznych wyobrażałam sobie jak, po poznaniu tajników projektowania i obronie, świat agencji reklamowych będzie stał przede mną otworem. Oczywiście tak się nie stało, brak portfolio i doświadczenia robił swoje. Nie zraziłam się jednak i postanowiłam przeprowadzić do Warszawy, żeby uzyskać większe możliwości rozwoju zawodowego, nawet jeśli wiązały się z bezpłatnym stażem. Z czegoś jednak trzeba było opłacić rachunki i pokoik, który wynajmowałam, więc za dnia pracowałam w galerii handlowej, a wieczorami realizowałam projekty graficzne. W miarę zdobywania doświadczenia, zlecenia pojawiały się coraz częściej, aż w końcu dostałam pracę w agencji.

    Przez prawie dwa lata robiłam w niej projekty, nie zapominając o dodatkowych, wieczornych zleceniach z innych firm. Brałam wszystkie jak leci, bywało, że chodziłam bardzo przemęczona i poirytowana, ale pocieszałam się, że tak musi być, w końcu moja sytuacja zawodowa się poprawia, a kiedyś może nawet otworzę własną działalność? I wtedy, niespodziewanie, podziękowano mi za pracę w agencji. Wina nie leżała po niczyjej stronie, po prostu tak się złożyło, że nie potrzeba już było dodatkowego grafika.

    Potrzebowałam oddechu

    Teraz wiem, że może było mi to potrzebne – czułam się wypompowana, potrzebowałam oddechu, bo projektowanie, mimo że to moja pasja, zaczęło mnie przytłaczać. Błędem było jednak to, co zrobiłam później. Postanowiłam, zamiast do agencji, pójść do zwykłej firmy, gdzie potrzebowano grafika na pół etatu do działu marketingu. Mało kreatywna praca, ale lekka, bezstresowa i dobrze płatna. Te bardziej ambitne zlecenia miałam realizować po godzinach, tak by nie wypaść z obiegu. Szybko jednak zauważyłam, że moja nowa firma potrzebuje mnie na więcej godzin, już nie tylko do projektów graficznych, ale do zwykłej papierkowej roboty. Z pół etatu zrobił się pełen – pieniądze odpowiednio wzrosły, ale czasu na realizowanie się po godzinach zabrakło. Zresztą, tak po ludzku – przestało mi się chcieć, pieniądze i tak były co miesiąc na koncie, więc straciłam motywację do rozwoju. Z wieloletnim partnerem żyliśmy wreszcie spokojnie, stabilnie, śniadania na mieście, weekendowe wycieczki. Dwa lata sielanki, ale i zawodowego marazmu. Gdzieś tam z tyłu głowy tkwiło mi przeświadczenie, że takim podejściem przekreślam parę lat ciężkiej pracy, ale też trudno mi było zrezygnować z przyjemności, które odmawiałam sobie latami, a które tak łatwo teraz przychodziły. Myślałam nawet o całkowitym porzuceniu kariery grafika i zajmowaniu się projektowaniem czysto hobbystycznie.

    Nie wiem w jakim kierunku potoczyłaby się moja kariera, gdyby nie niespodzianka w postaci ciąży. Najpierw szok i niedowierzanie, a w końcu radość: będę mamą! Tylko… jak my to ogarniemy? Pracowałam prawie do końca 8-go miesiąca ciąży, wstępnie naiwnie kombinując, że przeczekam jakieś pół roku po porodzie, a potem żłobek i do przodu. Postanowiłam urodzić w rodzinnych stronach w Beskidzie Sądeckim. Partner, niestety, ze względów zawodowych został w Warszawie i choć przyjeżdżał kiedy tylko mógł, to większość czasu byłam zdana na siebie. Tosia urodziła się na początku grudnia 2015 roku. Na szczęście dla mnie córka okazała się bardzo spokojna – nie miała kolek, przesypiała noce, nie chorowała, dużo się tuliłyśmy – poznałam same pozytywne strony macierzyństwa. Przystanęłam, odetchnęłam. Teraz już nie wyobrażałam sobie żebym mogła oddać dziecko do żłobka i wracać na ten sam etat. Życie w stolicy za samą pensję partnera też nie wchodziło w rachubę.

    Dziecko – motywacja i siła

    Wtedy dotarło do mnie, że jedyna opcja to powrót do korzeni – realizowanie zleceń, ale już nie jako prywatna osoba, ale prawdziwa firma, tak jak marzyłam dawno temu. Myśl o tym już mnie nie paraliżowała jak kiedyś. Niektórzy mówią, że posiadanie dziecka uskrzydla, człowiek nabiera odwagi – to może brzmieć jak frazes, ale w moim przypadku naprawdę tak właśnie było. Najpierw zrobiłam coś, przed czym wzbraniałam się przez lata: poszłam na kurs prawa jazdy. Zostawiałam moją mamę z zapasem mojego odciągniętego pokarmu i pełna obaw jeździłam na kilka godzin do miasta na kurs. Było to konieczne, bo nie chciałam być uziemiona w domu. I zdałam! Okazało się, że całkiem niezły ze mnie kierowca. Następnie wykupiłam kurs obsługi WordPressa i postawiłam własną stronę. Pojechałam do Urzędu Pracy, gdzie uzyskałam informacje odnośnie możliwego dofinansowania. Wieczorami analizowałam plan i strategię, dzięki czemu mogłam napisać biznesplan. Udało się: otrzymałam dotację na otwarcie działalności. Samo załatwienie formalności nie było skomplikowane, największym problemem była organizacja czasu tak, by wciąż posuwać się do przodu, ale i nie zaniedbywać córki. Był to czas lekkiej frustracji, ale pomogła zmiana myślenia – zrozumiałam, że to nie dziecko ma się do mnie dostosować, do mojej pracy, ale ja do potrzeb dziecka. Nie planowałam więc niczego i nie wyznaczałam deadlinów. Notowałam rzeczy, które MOGĘ zrobić, o ile sytuacja pozwoli.

    Nie będę czarować, że zrobiłam to wszystko w przeciągu kilku tygodni. Wszelką pracę wykonywałam dopiero kiedy tylko mała poszła spać. Z doskoku pomagał partner oraz wciąż pracująca (więc nie mająca aż tyle wolnego czasu) mama. Proces trwał długo, ale kropla drążyła skałę. Otwarcie firmy udało się po 1,5 roku od narodzin córki. Są jednak zalety tego, że to tyle trwało: zostawienie sobie czasu sprawiło, że wiem już co chcę robić, a czego już nie. Zamiast poszerzyć ofertę i zyskać kolejnych potencjalnych klientów, zawęziłam ją. Bo nie mam zamiaru już tracić energii na projektowanie wszystkiego jak leci, wolę realizować się w tym, co mi sprawia frajdę i wychodzi najlepiej. Obecnie pracuję zdalnie i, przy częściowym wsparciu bliskich oraz niani, z córką w domu. Tak jak chciałam. A pomyśleć, że o mały włos nie porzuciłam tego, na co od początku tak ciężko pracowałam! Żałuję jedynie, że dojrzałam do tego tak późno – nie ukrywam, że organizacja pracy z dzieckiem w domu, nawet przy wsparciu jest ciężka, czasami wszelkie plany idą w łeb, ale z drugiej strony… czy zdecydowałabym się na taki duży krok, gdyby nie córka? Nigdy się nie dowiem, ale podskórnie czuję, że raczej nie.

    Olga Niekurzak, mama Tosi, graficzka z kilkuletnim stażem. Ostatnimi czasy jako Pixelowa pomaga w budowaniu graficznego wizerunku ludzi i ich biznesów. Cieszą ją proste rzeczy zarówno w pracy jak i w życiu. Więcej informacji o Oldze znajdziecie na jej stronie www.pixelowa.pl.

    Bardzo dziękuję Oldze, za to, że zechciała podzielić się z nami swoją historią. 🙂

    Jeśli jesteś mamą i masz do opowiedzenia ciekawą historię o tym, jak zmieniło się Twoje życie zawodowe po urodzeniu dziecka zapraszam do kontaktu TUTAJ.

    Dodaj komentarz

    avatar
    1000
      Subscribe  
    Powiadom o